![[url=http://tinyurl.com/nh354g8]Przedzszkola[/url] dostają na swoją działalność dofinansowanie z budżetu.](https://m.natemat.pl/c4b53562da7eea5fbd5f96535e4d0e72,1500,0,0,0.jpg)
Posłanie dziecka do przedszkola przypomina loterię. Wybrać można tylko jedną placówkę i trzymać zaciśnięte kciuki, żeby zostało przyjęte. Nie jest to łatwe, ponieważ pierwszeństwo mają dzieci samotnych rodziców, pochodzące z rodzin wielodzietnych i potomstwo nauczycieli. Dopiero pozostałe miejsca są losowane. Wszystko z powodu zbyt małej ilości takich placówek. Nie dziwi więc, że jak grzyby po deszczu, powstają prywatne przedszkola i punkty przedszkolne, których właściciele postanowili wykorzystać sytuację i zarobić. Nie zawsze uczciwie.
REKLAMA
Władze Zielonej Góry postanowiły powiedzieć "sprawdzam" i wszczęły kontrolę w prywatnych szkołach i przedszkolach. Okazało się, że zdefraudowanych zostało ponad 9 milionów złotych. W dalszej kolejności postanowiono więc sprawdzić finanse innych placówek i punktów przedszkolnych, które również otrzymują dofinansowanie od miasta. We wszystkich 15 skontrolowanych placówkach odkryto, że zamiast na wychowanie, pieniądze wydawane były między innymi na remonty i inwestycje. Jest to niezgodne z prawem, według którego pieniądze z dofinansowania mają być przeznaczone na kształcenie, wychowanie i opiekę nad dziećmi oraz bieżącą działalność. Niestety, prawo nie precyzuje, czym jest "bieżąca działalność".
Ta kombinują w przedszkolach
To nie jedyne nieprawidłowości. Ponieważ kwota dofinansowania uzależniona jest od liczby dzieci objętych opieką, ich liczba była sztucznie zawyżana. Najprostszą metodą było niewypisywanie z rejestru dzieci, które zmieniły przedszkole na inne, na przykład w wyniku przeprowadzki lub decyzji rodziców. O jakie sumy chodzi? Dofinansowanie dziecka w prywatnym przedszkolu wynosi minimum 75% kwoty, jaką samorząd przeznacza na dziecko w placówce państwowej. W przypadku punktu przedszkolnego, jest to minimum 40% tej kwoty. W zależności od finansów gminy jest to od około 300 do 500 zł za dziecko miesięcznie. Budżet Zielonej Góry kosztowało to kilkaset tysięcy złotych.
To nie jedyne nieprawidłowości. Ponieważ kwota dofinansowania uzależniona jest od liczby dzieci objętych opieką, ich liczba była sztucznie zawyżana. Najprostszą metodą było niewypisywanie z rejestru dzieci, które zmieniły przedszkole na inne, na przykład w wyniku przeprowadzki lub decyzji rodziców. O jakie sumy chodzi? Dofinansowanie dziecka w prywatnym przedszkolu wynosi minimum 75% kwoty, jaką samorząd przeznacza na dziecko w placówce państwowej. W przypadku punktu przedszkolnego, jest to minimum 40% tej kwoty. W zależności od finansów gminy jest to od około 300 do 500 zł za dziecko miesięcznie. Budżet Zielonej Góry kosztowało to kilkaset tysięcy złotych.
– Przedszkole dostaje pełną dotację na każde dziecko od władz gminy - mówi Neczati Kurt, wieloletni właściciel przedszkola w Brodnicy. – W zamian za to muszę podawać liczbę dzieci, którymi się opiekujemy, jeśli któreś z nich zostanie wypisane, a kontrole wydatków są dość częste. Bardzo trudno dokonać nadużyć, choć pewnie nie jest to niemożliwe – dodaje.
Przedszkole (zarówno publiczne, jak i prywatne) musi spełniać surowe normy, które określają np. wysokość pomieszczeń (3 metry), wykończenie (drzwi przeciwpożarowe) czy kuchnię ze zmywarką i wyparzarką (nawet jeśli jedzenie dostarcza firma cateringowa). W przypadku punktów przedszkolnych wymogi są minimalne. Zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa Edukacji Narodowej, wystarczy zgłoszenie do odpowiednich urzędów, pozytywna opinia straży pożarnej i sanepidu, opis projektu i można zacząć działalność. Następnym krokiem jest wystąpienie do władz o dofinansowanie, które przyznawane jest na rok i wysyłane raz w miesiącu.
Kreatywna księgowość
To wszystko może rodzić pokusę, by nieco nagiąć fakty i otrzymać więcej pieniędzy niż się należy, lub przeznaczyć je na cele inne niż przewidziały przepisy. Istnieje duża szansa, że po kilku latach i tak oszustwo nie wyjdzie na jaw, bo kto udowodni, że dane dziecko nie chodziło do przedszkola? – Dziecko powinno chodzić do przedszkola tam, gdzie jest zameldowane. Obowiązuje rejonizacja. Inaczej, władze powinny domagać się rekompensaty od gminy, w której faktycznie chodzi. Ale po latach nikt tego nie sprawdza – mówi Kurt.
To wszystko może rodzić pokusę, by nieco nagiąć fakty i otrzymać więcej pieniędzy niż się należy, lub przeznaczyć je na cele inne niż przewidziały przepisy. Istnieje duża szansa, że po kilku latach i tak oszustwo nie wyjdzie na jaw, bo kto udowodni, że dane dziecko nie chodziło do przedszkola? – Dziecko powinno chodzić do przedszkola tam, gdzie jest zameldowane. Obowiązuje rejonizacja. Inaczej, władze powinny domagać się rekompensaty od gminy, w której faktycznie chodzi. Ale po latach nikt tego nie sprawdza – mówi Kurt.
Czy ryzyko "kreatywnych rozliczeń" się opłaca? Wygląda na to, że tak. Miasto dopłaca do każdego dziecka zarejestrowanego w punkcie przedszkolnym kilkaset złotych miesięcznie. Do tego dochodzą pieniądze wpłacone przez rodziców. Ceny za miejsce w przedszkolach wahają się od ok. 600 do nawet 1000 zł za miesiąc. Większość placówek uzyskuje więc przynajmniej kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie.
Oszczędzić można także zatrudniając najtańszy personel do opieki nad dziećmi - na przykład studentki kierunków pedagogicznych bez doświadczenia. Wymaganym minimum jest licencjat, co często podkreślali w rozmowie dyrektorzy przedszkoli. O problemie wyłudzania dotacji rozmawiać nie chcą. Jeden z nich przyznaje jednak anonimowo, że to, co dzieje się w punktach przedszkolnych jest w zasadzie poza kontrolą.
Kara? Jaka kara?
Zachętą może być niewielkie zagrożenie wpadką. Jeśli nieprawidłowości zostaną wykryte, w przeważającej liczbie przypadków pozostaje zwrócić niesłusznie pobrane pieniądze. O ile kara wyłudzenia na przykład środków unijnych wynosi do 10 lat pozbawienia wolności, to za wyłudzenie dotacji z miasta grozi zwrot środków i kara grzywny. Tylko pojedyncze i rażące przypadki wyłudzeń kierowane są do prokuratury. Na przykład w Lublinie, po zakwestionowaniu w latach 2011-2012 finansów 75 placówek, do prokuratury skierowano zaledwie dwa wnioski. Resztę uznano za błędy, lub umorzono ze względu na niewielką szkodliwość społeczną.
Zachętą może być niewielkie zagrożenie wpadką. Jeśli nieprawidłowości zostaną wykryte, w przeważającej liczbie przypadków pozostaje zwrócić niesłusznie pobrane pieniądze. O ile kara wyłudzenia na przykład środków unijnych wynosi do 10 lat pozbawienia wolności, to za wyłudzenie dotacji z miasta grozi zwrot środków i kara grzywny. Tylko pojedyncze i rażące przypadki wyłudzeń kierowane są do prokuratury. Na przykład w Lublinie, po zakwestionowaniu w latach 2011-2012 finansów 75 placówek, do prokuratury skierowano zaledwie dwa wnioski. Resztę uznano za błędy, lub umorzono ze względu na niewielką szkodliwość społeczną.
Jak raportował w 2011 roku NIK, wyniki kontroli wskazują, że dotowanie z publicznych środków działalności podmiotów de facto prywatnych, niesie za sobą szereg zagrożeń w przejrzystości ich rozliczeń. Jaka jest skala zjawiska? Biorąc pod uwagę, że w roku 2012 do przedszkoli niepublicznych chodziło ponad 170 000 dzieci, może chodzić o tysiące placówek.